Al-Rehab Superman - wydmy pieprzu i nareszcie perfekcyjnie dobrane piżmo!


Tandetna nazwa, opakowanie roll-ona jakie jest, każdy widzi, a do tego niewiele mówiące opisy na Fragrze stworzyły w moim umyśle małego, nieciekawego śmierdziuszka, którego miałam ochotę poznać dokładnie tak samo jak pana z kolejki, który kupował przede mną ćwiartkę wódki o godzinie 8:02 rano. Superman jednak uparł się jak osioł, że do mnie trafi, i że wciągnę w płuca jego woń, czy tego chcę, czy nie. Nie chciałam w ogóle do niego startować, ale drań się rozlał trochę w kopercie i potem siedziałam jeszcze z godzinę na zmianę wąchając umazane nim dłonie i list, oraz czytając o nim w sieci.
Reszta przysłanych mi przez znajomą zapachów musiała poczekać dobre dwa dni, zanim poświęciłam im trochę uwagi. Superman mną zakręcił totalnie. 
Mówiłam to już gdzieś kiedyś: kolorystyka i design opakowań wraz z nazwą tych perfum arabskich nijak się ma do samego zapachu. Superman kojarzyłby mi się z nieznośnie samczo, prostacko wręcz, płasko i bez (o ironio!) polotu. Nie miałam konkretnych wyobrażeń odnośnie samych nut takiego Supersamca, ale myślałam sobie, że to musi być nudne. Czy wprowadzony przeze mnie suspens już Was roznosi po kątach? 



Otóż szanowne masochistki i wariatki od CDG Black, Black Afgano, ewentualnie Nashwah (jeśli kupiłyście za moją namową i się spodobało), a także fanki Petitgrain tudzież ogólnie: noszące chętnie wszystko, co wytrawne i - często - męskie. Superman to najbardziej popieprzony, balsamiczny oud jaki znam. Zero woni fizjologicznych, tylko dym, pieprz, dużo pieprzu, drewno, kadzidło i jeszcze więcej pieprzu. Nie jest suchy tak jak Black Afgano, jest w bazie jakaś łagodna kremowość, która temu wszystkiemu nadaje, cóż, sens. Pojawia się też cierpki, ostry imbir, który czasami na talerzu potrafi zapachnieć czysto cytrusowo - nie tutaj. Jeśli jednak jakieś echo cytrusów, to tylko przywalonych wywrotką czarnego pieprzu, co w istocie tylko podbija moc całej kompozycji. 
Gałęziasty, trochę iglasty, ale przede wszystkim głęboko aromatyczny Supersamiec nie jest zapachem łatwym do noszenia przez kobiety przywykłe do woni z krain łagodności, z Dol Blathanna, a przede wszystkim przywykłych do słodyczy. Jest wytrawny jak świeżo zmielony, czarny pieprz. 



W przeciwieństwie do ww Petitgrain nie jest jednak gorzki - aromatyczny, owszem, wyrazisty, drzewny, ale przy tym wszystkim głęboko balsamiczny, żywiczny, przez co budzi skojarzenie bardziej z czymś pulsującym, może mazistym, niż suchym, pylistym i martwym. A łatwo tak pomyśleć, biorąc pod uwagę moje liczne akcentowanie roli pieprzu w tym zapachu. Jednak świeżo zmielony, czarny pieprz jest przede wszystkim głęboko, upojnie aromatyczny i ciepły. To ten już kupiony w postaci zmielonego, szarego proszku wydaje się suchy, pylisty i gorzki. 
Superman bez trudu będą nosić mężczyźni - co oczywiste. Można w ciemno kupować ten zapach w prezencie. Jest o całą wydmę pieprzu lepszy, ciekawszy, bardziej intrygujący od czegokolwiek męskiego z drogerii. Choć, przyznaję niechętnie, że niepozorny. Łatwo nim wzgardzić i rzucić w kąt. 
Próbkę, którą dostałam w ramach wymianki ze znajomą z grupy, wypiłam do ostatniej kropelki, nosząc ten zapach jeszcze wczesną jesienią. Od razu po odzyskaniu zmysłów i władzy w kończynach, zamówiłam swojego roll-ona i noszę go teraz, zimą, rozkoszując się tym głębokim, głębokim pieprzno-balsamiczno-kremowym aromatem. Jest to przykład kompozycji, w której piżmo - po raz pierwszy w życiu! - podoba mi się niesłychanie i nie byłabym w stanie wyobrazić sobie tego zapachu bez niego. To właśnie piżmo jest tym jedwabnym woreczkiem, w którym znajdziemy kulki pieprzu, zastygnięte krople mirry, kawałki aromatycznych drewien i zaschnięty na kamień imbir. Wspominana przeze mnie już tutaj niezwykła, bardzo subtelna kremowość bazy zapachu to właśnie piżmo użyte w odpowiednim stężeniu, nie przytłaczające wszystkiego swoim bladym cielskiem. Niestety, piżma ani agaru skręcających mocno w strony fizjologiczne - nie zniesę. Tutaj tego nie ma, jest perfekcyjnie.



Kobiety powinny się zastanowić przed kupnem tego zapachu. Jeśli jesteście fankami nieskomplikowanej słodyczy - Superman Was odrzuci i nawet nie sugeruję aby spróbować go ponosić, aby dotrwać do absolutnie już łagodnego jak latte z kardamonem finiszu. Bo zanim dotrwacie, zginiecie. To nie jest ta kategoria, z którą można próbować się oswajać i piszę to także do dziewczyn obeznanych już z mocą arabskich olejków, którym się wydaje, że co tam! Jakiś tam Superman. 
Z kolei fanki zapachów aromatycznych i korzennych, znające wszystkie gałęziaste, agarowe i przyprawowe zajzajery mogą odkryć coś nowego dla siebie. Tak, mówię do Ciebie, Dobruśka :D :D :D
Nawiasem mówiąc, to logo Supermana chyba jest chronione jakimiś prawami autorskimi, nie? ;)



Pozdrawiam
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger