Polskie Świece są, klimacior jest!


W moim domu wieczorami zawsze pali się jakiś lampion lub świeczka. Lubię żywy ogień, lubię światełka, a jeśli jeszcze pachną to już pełnia szczęścia. Mam oczywiście swoje ulubione zapachy, ale trudno mówić o ulubionych lampionach - ten różowy, migotliwy ze zdjęcia powyżej to prawdopodobnie był impulsywny zakup w jakimś Kauflandzie za zawrotne 3,99 PLN i lubię go bardzo. Ale tylko spójrzcie - czy coś może przebić wielką, czerwoną kulę płonącą spokojnym blaskiem wschodzącego nad Nową Hutą księżyca? :)

Jest to lampion od specjalnych okazji, ponieważ jest ogromny i daje raczej niewiele światła w porównaniu choćby właśnie z tymi tanimi szklankami oklejonymi brokatem z kiosku. Ale gdy się wieczorem pogasi wszystkie światła, zostaje jedynie ten wielki, czerwony księżyc, dzieje się magia. Jest to przedmiot, który rozprasza i hipnotyzuje, uspokaja wbrew pobudzającej barwie. Zdarza mi się przy nim zasypiać, gdy Mężczyzna w trybie burego kocura uprawia pubbing i wraca... dość wcześnie do domu. Nieraz zresztą zdarzyło mu się wrócić gdy lampion jeszcze się palił i od razu jakoś tak domowo się robiło wokół zmęczonego czkawką serca.



Krwawy księżyc wykonany jest w całości z parafiny (takiej samej jak standardowe świece) i można go mieć w kilku kolorach i rozmiarach, jednak w moim odczuciu te mniejsze kulki nie robią już takiego wrażenia. Czerwony olbrzym jest produktem, rzecz jasna, stworzonym przez Polskie Świece i chyba tylko tam coś tak pięknego może kosztować tak niewiele. Odsyłam, sami zobaczcie ile: KLIK!
O lampion trzeba dbać. Wprawdzie nie wypala się on tak jak świeca, dzięki czemu unikamy upierdliwego paprania się z woskiem, ale - jak to z parafiną - jeśli stoi zbyt blisko źródła ciepła, może zmienić lekko kształt lub kolor. Mój w jednym miejscu się przetarł, ale poradziłam sobie z tym wygładzając jego powierzchnię z pomocą zapalniczki. Ot, po problemie. Nie polecam jednak trzymać go na parapecie nad kaloryferem. Nie, nie obudzicie się nad ranem z księżycem skapującym na dywan, ale może to wpłynąć na jego urodę. Instrukcję obsługi kończy polecenie, iż do środka można włożyć zarówno zwykły podgrzewacz, jak i niezwykły - w ulubionym zapachu.




Innym rodzajem "wiecznej świecy" jest kremowa, klasyczna świeca z serii Everlasting, która również "działa na podgrzewacze". Czyli nie ma knota, tylko zabezpieczone pleksi gniazdko na podgrzewacz. Widzę w niej same plusy - wygląda jak klasyczna świeca, nigdy się nie wypala, zawsze daje takie samo, dość intensywne, światło, nie ma opcji aby knot wypalił się krzywo, paprząc woskiem wszystko dookoła, mogę sobie do niej włożyć podgrzewacz o dowolnym zapachu, a w dodatku kosztuje dychę. Z durnej chęci posiadania ich wszystkich kupiłabym więcej, choć najprędzej tę ilość zapalonych naraz świec zobaczę na własnym pogrzebie. 




Tego typu lampiony sprawdzają się świetnie też podczas fikuśnych kąpieli - są całkowicie wodoodporne (to również jest parafina) i nie ma problemu, jeśli knot podgrzewacza zamoknie. Po prostu wymieniamy na nowy i po kłopocie. Stawiam na wannie, gaszę światło i nie widząc już klapy od kibla mogę w spokoju absorbować maseczki i podsłuchiwać sąsiadów.
Kolejnymi hitami od Polskich Świec są podgrzewacze zapachowe. Miałam ich już trochę w życiu i wiem jedno - nawet nie trzeba ich zapalać, żeby pachniało w całym domu. Obecnie w mojej szafce na zapachy (mam taką, a jakże) pachnie intensywnie ciastem cytrynowym. 



Nie przepadam za takimi słodkimi, jadalnymi zapachami w perfumach, ale - niechętnie - przyznaję, że naprawdę dobrze sprawdzają się we wnętrzach. Bardzo przyjemnie się wchodzi do takiego mieszkania, gorzej jest po chwili, gdy człowiek zda sobie sprawę, że nici z ciasta, że to tylko kawałek bezdusznej, perfumowanej parafiny. Ale słowo daję, można tym zapachem się najeść! Te konkretnie podgrzewacze wpadły w moje ręce na ostatnim Secrets of Beauty i są w rozmiarze XXL - nie zmieszczą się do standardowego kominka. Ale i z tym nie ma problemu, ponieważ mają osłonkę z pleksi i - sprawdziłam wielokrotnie! - można je stawiać zapalone wprost na obrusie bez żadnej podstawki i żadna katastrofa się nie wydarzy. Chyba, że macie wścibskie koty lub teścia-wariata, wtedy różnie może być.



Nigdy nie liczyłam, jak długo się palą te podgrzewacze maxi, ale zazwyczaj wystarczały na caaały, długi, zimowy wieczór i jeszcze coś zostawało na dzień kolejny. Bydlęta te pakowane są po 4 sztuki i takie opakowanie kosztuje niecałe 4,50 PLN. Cztery pięćdziesiąt. A niektóre po trzy dwadzieścia. Do kupienia TUTAJ w przeróżnych wariantach zapachowych. Ja już widzę oczami jasnowidza, że czarna kawa, czerwona herbata, lawenda i śliwka będą w moich rękach. Tej ostatniej jestem zresztą najbardziej ciekawa.



A skoro jesteśmy przy zapachach - od kiedy znam Pana Jacka i Polskie Świece, jego produkty umilają nam Wigilię. W tym roku na stole położę urocze, czerwone choineczki pachnące słodko i świątecznie. Cudnie wyglądają na stole, przy każdym talerzyku, ozdobione gałązkami iglaka. Te podgrzewacze mają przeróżne kształty i występują w różnych wariantach zapachowych. One również są pakowane po cztery sztuki i taki pakiet kosztuje 3 PLN, do kupienia TUTAJ! 



Odnoszę wrażenie, że produkty od Polskich Świec pachną intensywniej od tych kupowanych w marketach. Pewnie jest to kwestią świeżości, bo nigdy nie zdarzyło mi się jeszcze aby świece z marketu wypachniły mi całe mieszkanie tylko dlatego, że leżały nierozpakowane w szafce. Fankom Yankee Candle polecam zerknąć na stronę sklepu, ponieważ można tam dostać również ich woski. Jest także coś dla lubiących dłubać samemu - dział Zrób To Sam pozwala stworzyć agarowego smrodka w kolorze mlecznego różu w prezencie dla jakiegoś Grincha. Dobrej zabawy!

Pozdrawiam
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger