Norel Body Care Kuracja wyszczuplająca


Jakiś czas temu otrzymałam od marki Norel kilka produktów z serii wyszczuplającej do testów. Od razu przyznaję - do tego typu produktów zawsze podchodzę bardzo sceptycznie wierząc, że ich działanie opiera się w dużej mierze zazwyczaj na trudnej do zaaplikowania konsystencji wymuszającej aktywność, dzięki czemu niewątpliwie wyrabiają nam się ramiona ;) Do spróbowania przekonało mnie głównie to, że... to jest Norel. Mają świetne, niezawodne produkty i wiedzą co robią. Dziś więc przyszedł czas aby rozliczyć się z ich możliwościami oraz ocenić skuteczność działania. 

Oceniać dzisiaj będę trzy produkty spośród czterech, ponieważ żel aktywny z retinolem rozpieczętowałam dosłownie kilka dni temu i mam zamiar używać go systematycznie. 



Podoba mi się konsystencja tych żeli - ten drugi, Gluco Stop, zużyłam w całości i zdecydowanie był moim faworytem podczas wielkich upałów wrześniowych. Nałożony na skórę rano dawał jej optymalne nawilżenie, robił swoje, a dodatkowo fenomenalnie ujędrniał i napinał skórę, dosłownie w ciągu sekund. Takie rozwiązanie optycznie redukuje niewielkie zmiany cellulitowe OD RAZU. Co ważne, żel ten - choć zdecydowanie wymaga przyłożenia siły i wymasowania skóry - nie klei się po wchłonięciu, więc wygrywa z wszelkimi balsamami, masłami czy oliwkami podczas ciepłych dni. Podczas chłodnych też - czy ktokolwiek lubi wciągać na tyłek dżinsy gdy ten cały się klei od balsamu? Wątpię.


Wszystkie kosmetyki, o których mowa w tym poście, zawierają kompleks redukujący tkankę tłuszczową. To śmiałe założenie, ale o co chodzi? 
"Żel jest pierwszym polskim kosmetykiem z tzw. gluco-stopem, unikalnym wyciągiem roślinnym z kory chińskiego krzewu Syzygium Jambolana. Obniża poziom glukozy w komórkach do poziomu fizjologicznego czyli takiego, przy którym przemiany energetyczne, w których bierze udział glukoza, zachodzą prawidłowo i nie odkładają się zbędne złogi tłuszczu. Ponadto żel zawiera kompleks antycellulitowy (wyciągi z alg brunatnych i zielonych, ekstrakt z bluszczu, ostrokrzewu, L-karnityna, kofeina, witamina E), który pobudza procesy lipolizy – rozkład złogów tłuszczowych, poprawia mikrokrążenie, ujędrnia i uelastycznia skórę. Doskonale się wchłania i daje widoczne efekty redukcji tkanki tłuszczowej i cellulitu."
Znamy działanie wąkrotki azjatyckiej, kofeiny, bluszczu czy alg na skórę. Wiemy, że pobudzają one metabolizm skóry, wzmacniają naczynia krwionośne - ogólnie: polepszają jej wygląd, jakość. Ale, kochani, żaden kosmetyk nie sprawi, że nasz tłuszczyk sam z siebie wyparuje i producent tych kosmetyków również, choć subtelnie, ale jednak to sugeruje. Ta linia kosmetyków jest częścią programu Gaca System, opracowanego przez Konrada Gacę, który to program obejmuje odpowiednią dietę, wysiłek fizyczny ORAZ stosowanie specjalistycznych kosmetyków WSPOMAGAJĄCO. Te kosmetyki niczego nie wspomogą, jeśli po posmarowaniu nimi skóry spędzamy dzień siedząc przed kompem przez 10 godzin, i tak każdego kolejnego dnia przez okrągły rok. 

Z tego powodu nie ma sensu płakać, że kosmetyki niczego nie zmieniły - bo to trochę tak, jakby oczekiwać, że modląc się odpowiednio żarliwie, któregoś dnia z chmur zstąpi chirurg plastyczny aby dokonać nam liposukcji. No, niekoniecznie.
Tego typu kosmetyki mają jeszcze jedną pozytywną cechę - w moim odczuciu mobilizują, aby "coś ze sobą zrobić". Bo gdy już coś takiego stoi na półce, szkoda marnować taki potencjał, prawda? Jakoś tak chętniej się korzysta ze schodów zamiast windy, rezygnuje z czwartej czekoladki... Bez kitu, ta magia faktycznie działa.




Kremu wyszczuplającego używałam równolegle, ale tylko wieczorami, nakładając go hojnie na newralgiczne miejsca. Tak się złożyło, że pasował mi ten schemat - żel rano i krem wieczorem. Mogłam go wmasowywać dłużej, nigdzie się nie spiesząc, był fajnym zamknięciem dnia. 


Cechą charakterystyczną wszelkich kremów Norel jest ich doskonała konsystencja. Jest zawsze taka, jaka powinna być i w tym przypadku nie miałam żadnych problemów z jego stosowaniem. Pozwala na dość długi masaż, ale nie zostawia tłustej warstwy. Poza tym, że wspomaga nas w pozbywaniu się cellulitu, całkiem nieźle też po prostu nawilża i pielęgnuje skórę. 


Bazuje na oleju słonecznikowym i również zawiera kompleks antycellulitowy. Nadaje się do stosowania także w przypadku płytkich lub kruchych naczyń krwionośnych - wówczas jednak producent sugeruje, aby preparat raczej delikatnie wklepać zamiast siłować się z masażem. Jest także wersja tego kremu przeznaczona specjalnie dla skór z problemem kruchych naczynek, dla efektu 2w1. Preparat ten wzbogacony został kompleksem wzmacniającym naczynka krwionośne, w skład którego wchodzą: rutyna, ekstrakty z kasztanowca, arniki, hamamelisu i witamina C. 



Uzupełnieniem tej pielęgnacji jest żel myjący z drobinkami pumeksu. Jest to prawdziwy zdzierak i pomysł włączenia go do serii jest w zupełności logiczny. Dobrze przygotowana skóra znacznie lepiej chłonie substancje aktywne. On również zawiera w składzie kompleks antycellulitowy, ale według mnie prawdziwy sens stosowania tego kosmetyku skupia się właśnie wokół jego mocy jako zdzieraka ;) 


Nie jestem fanką żeli opartych na laurylosiarczanach sodu, ponieważ bardzo mocno wysuszają moją skórę. Z pewnością nie mogłabym stosować tego produktu codziennie, jak to sugeruje producent, ale od czasu do czasu - w moim przypadku zazwyczaj raz w tygodniu - naprawdę daje radę. Jest to bardzo konkretny peeling, który spokojnie da sobie radę nawet z piętami. Na co dzień jednak zdecydowanie wolę łagodniejsze żele do mycia, oparte np. na glukozydzie laurylowym. 


Jakie efekty przyniosło u mnie stosowanie tej serii? Nie nastawiałam się na spektakularną przemianę, bo wygląd mojej skóry i nadprogramowe kilogramy nie pojawiły się w jedną noc z powodu rzuconej na mnie klątwy, ale są kombinacją choroby i zaniedbania oraz zwyczajnej, wrednej genetyki. Doceniam jednak te drobne efekty - jak np. świetne, optyczne, natychmiastowe wygładzenie skóry żelem, dzięki czemu moje nogi wyglądały latem naprawdę dobrze pomimo kilku oczywistych niedoskonałości. Bardzo lubiłam efekt odświeżenia po zastosowaniu żelu peelingującego - dawno nie miałam do czynienia z tak mocnym zdzierakiem, którego moc potęguje fakt, że kosmetyk jest żelowy a nie olejowy.


Obwody u mnie zmniejszyły się nieznacznie i trudno jest mi stwierdzić czy jest to zasługą wyłącznie tych kosmetyków. Wątpię. W drugiej połowie roku, gdy poczułam przypływ sił po chorobie, nieco się uaktywniłam i to z pewnością przełożyło się po prostu na mój wygląd. Na pewno jednak seria ta jest sensownym uzupełnieniem odpowiedniej diety oraz wysiłku fizycznego, jeśli zależy nam na dobrym wyglądzie skóry. 
Cieszę się, że miałam możliwość wypróbowania tej serii. Wiem, że do żeli na pewno wrócę w cieplejsze dni, bo moja skóra coraz bardziej potrzebuje nawilżenia a żaden balsam nie sprawdził się, jak do tej pory, lepiej niż żel Gluco Stop w tej roli, jeśli mówimy o stosowaniu ich rano. Często obiecywałam sobie, że w upały też będę się smarowała balsamami, ale wszyscy wiemy jak to się kończy. Z tym żelem jest łatwiej.



Tradycyjnie już wspomnieć muszę o bardzo miłym geście ze strony marki Norel. W każdym opakowaniu ich kosmetyków znaleźć można próbki innych ich produktów. Taki drobny gest, a cieszy. Tak trzymać, Norel!

Pozdrawiam
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger